
Zimne Nóżki
A wszystko te zimne nóżki…
- Masz jakieś życzenia na ten tydzień?
- W sensie?
- Czy coś Ci przygotować szczególnego?
- Hmm, zimne nóżki – odpowiada apetycznie Misiek.
- Dobrze, niechaj będą zimne nogi!- rzekłam wówczas jeszcze pełna entuzjazmu. Nie wiedząc, że najlepsze dopiero przed nami. Fakt, zimne nóżki na jelita znakomite, dla Miśka jak znalazł, zatem do dzieła Trzaska!
I rozpoczęły się poszukiwania świńskich kopyt w pobliskich sklepach. Wyprawa po nie graniczyła z cudem. Nigdzie ich nie ma. Widocznie to rarytas – myślę sobie. W końcu znalazłam kopyta na Gagarina, sztuk sześć. Może wystarczy. Wyglądały wstrętnie, ale nie takie rzeczy człowiek widział i dotykał, nie pękaj babo. Z naręczem świńskich nóżek dumnie wracałam do domu, niczym neandertalczyk z polowania, bowiem Misiek poniósł klęskę poszukiwawczą dnia poprzedniego, niach, niach. Byłam lepsza, se se.
Dobra, szkity są, ale co dalej? Odłożę je do lodówki, a że mamy najnowszy cud techniki, mogą poczekać dzień cały. (Podziękowania dla Teściów, bo nikt nie zrozumie lepiej kuchniomaniaczki niż doświadczona kulinarnie Mama i wie, że lodówka duuuża musi być, a nie nowy telefon komórkowy, bo choćbyś nie wiem jak się starał to karkówki, gołąbków i kilku pudełek z zupą nie zamrozisz nim :D Brutalna prawda Miśku )
Druga doba w lodówce. Nadal są brzydkie jak były. Ledowe światło też im nie pomaga, a wręcz ujawnia ich okazałość uglości. Zasięgnęłam porady cioci Bożenki i Wiesi oraz Pani Eli. Wiesia, napędziła mi strachu, bo mięso ma pyrkotać 5-6 godzin, żyd obudził się we mnie, matko(!) Ile gazu :p Wersja Bożenki była bardziej przychylna, marne 1,5 godziny. Ale Pani Ela dodała, że należy opalić szkity z tej siszki. Słabo mi. Jakaś wrażliwa się zrobiłam na stare lata. W sumie włochate nie są, wystarczy porządna kąpiel. Wypucowane trafiły do gara z wodą i dodatkami. Pyrkotały. Pyrkotały i zapachem nie wabiły. Nawet Kici. Głupia nie jest.
Wg Bożenki „rozwalające się mięso” jest gotowe by je pokroić.
- Misiek, możesz zabrać Kicię, bo mi przeszkadza?
Oderwany od Wiedźmina (w maju nowa część gry, więc wypada przypomnieć sobie poprzednie części, na wypadek jakiejś zmiany fabuły ;) ), zagląda do kuchni i poirytowany rzuca mimochodem:
- A więc to tak!
- Jak? – załóżmy, że nie wiedziałam co ma na myśli, niach niach.
- Specjalnie mnie zawołałaś, żebym zobaczył jak to wygląda, żebym tego nie jadł i żebyś więcej miała dla siebie, tak?!
- Nie, ale wiedziałam, że jak to zobaczysz, więcej nóżek nie będziesz chciał – uśmiechnęłam się pod nosem.
- To jest obrzydliwe.
- Wiesz, najgorsze jest to, ze kiedyś lubiłam zimne nóżki…
- Ja też.
- Wiesz Misiu, ja to robię tylko z miłości do Ciebie.
- Ja też – odparł Misiek.
- Z miłości je spróbujesz?
Zaśmiał się i odszedł z Kicią pod pachą.
Pół godziny później.
- Misiek, możesz uszykować pudełka na szkity i przełożyć do nich mięso?
Uszykował, a jak. Przyłożył. Zaledwie do trzech pudełeczek.
- Tylko tyle tego wyszło? – zdziwiłam się.
Z satysfakcją spojrzał na mnie i powiedział:
- Tak, szybciej je zjemy i długo nie będziemy się z nimi męczyli!
Następnego dnia czytam sms’a od Miśka:
„Zjadłem. Dobre było. Tylko mogliśmy kulki pieprzu wyłowić wcześniej. Kys kys :* ”
Czyż nie kochany? Kysy i dla Was! Odwagi!
Potrzebujemy:
-
nóżki wieprzowe – 6 szt
-
woda – tak by pokryła mięso w garnku
-
marchewka – 3-4 szt
-
pietruszka – 3 szt
-
seler – ½ wielkości średniego selera
-
imbir – ok 7 cm, drobno pokrojony w paseczki
-
ziele angielskie – 4-5 szt
-
liść laurowy – 3 szt
-
pieprz ziarnisty – 6 szt
-
vegeta – 2 łyżki
-
lubczyk – 1 łyżeczka
-
rozmaryn – jeśli suszony to ¼ łyżeczki, świeży 2 gałązki
-
tymianek – ¼ łyżeczki suszu
-
suszone warzywa – 2 łyżeczki
-
sól morska – 2 łyżeczki
Wykonanie:
Noc wcześniej rozmyślamy jak my to nienawidzimy świńskich nóżek i z tej nienawiści dnia następnego gotujemy je wraz z warzywami (pokrojonym w kostkę, talarki, tak jak lubicie), przyprawami na wolnym ogniu. Proces należy przerwać w momencie, kiedy mięso będzie na tyle miękkie, że samo zacznie odchodzić od kości.
Wyjmujemy ugotowane nóżki. Oddzielamy je od kosteczek, kroimy i układamy w miseczkach lub pojemnikach. Zalewamy powstałym wywarem i już przestudzone naczynia z naszym daniem wstawiamy do lodówki, chłodzimy kilka godzin, najlepiej całą noc.
Podajemy np. w octem jabłkowym lub sokiem z cytryny. Jak Misie lubią najbardziej.
Wytrwałości i powodzenia!